W kwestii rozliczeń za ogrzewanie można śmiało powiedzieć, że nasze osiedla przeżyły już niejedną rewolucję. Gdyby ktoś chciał napisać kronikę o metodach rozliczania ciepła, spokojnie starczyłoby materiału na powieść i to z małym z dreszczykiem. Zacznijmy jednak od początku.
Przez lata obowiązywał system rozliczeń „z metra kwadratowego”. Było prosto, ale – jak to zwykle bywa – nie wszystkim wydawało się, że sprawiedliwie. Oszczędni zaczęli narzekać, że fundują luksusowe tropiki mniej oszczędnym sąsiadom. W odpowiedzi przyszła era podzielników cieczowych. Ich zasada działania była elegancka w swojej prostocie: odparowująca ciecz miała wskazywać zużycie ciepła. Niestety. Okazało się, że ciecz parowała nie tylko zimą, nic więc dziwnego, że mieszkańcy patrzyli na ten wynalazek z mieszanymi uczuciami.
Z czasem stara, „dobra” ciecz ustąpiła miejsca nowoczesności. Wprowadzono podzielniki elektroniczne, a odczyty stały się precyzyjniejsze. Jednak nawet technologia nie rozwiązała wszystkich problemów, bowiem zerowe wskazania w jednym mieszkaniu oznaczały, że to sąsiedzi nieświadomie „dogrzewali” sąsiadów zza ściany, płacąc za to słone rachunki.
Gdy emocje, wynikające z corocznych rozliczeń, sięgały zenitu, firma Techem zaproponowała system „Kappung”, zgodnie zwe zmianą wprowadzoną w prawie energetycznych. W największym skrócie: algorytm miał przycinać skrajne wyniki odczytów – zarówno tych wyjątkowo niskich, jak i bardzo wysokich – wprowadzając bardziej zrównoważone rozliczenia. Pomysł miał złagodzić konflikty, ale chyba nie wszystkich przekonał.
I tak, po latach eksperymentów i sporych kosztów wydanych na obsługę podzielnikowych rozliczeń (ok. milion zł.)w styczniu br. wróciliśmy do klasycznego rozliczania „z metra kwadratowego”. Teraz pozostaje pytanie, czy będzie spokojniej? Jedno jest pewne – w naszych mieszkaniach jest cieplej niż kiedykolwiek wcześniej, a widmo stresu z powodu astronomicznych dopłat zdaje się znikać za horyzontem. W końcu wszyscy zasługujemy na chwilę oddechu – i na równomiernie ogrzane ściany.
Czy to idealne rozwiązanie? Niebawem pierwsze wyliczenia dadzą nam pełniejszy obraz. Jedno jest pewne: w ciepłej atmosferze zawsze łatwiej dyskutować, nawet o tak gorącym temacie, jakim jest... ciepło.
red.