Raptem dwa numery do tyłu pisaliśmy o samochodach rujnujących nasze nawierzchnie, a znowu otrzymujemy sygnał o kolejnych wyciekach z pozostawionego przed blokiem auta. BMW, rocznik zamierzchły, od kilku tygodni straszy przed jednym z bloków na Sikorskiego. Zaniepokojony mieszkaniec dzwoni do spółdzielni a ta zgłasza incydent Straży Miejskiej. Funkcjonariusze udają się na miejsce i rozpoczynają interwencję. Jednak to, co najważniejsze dla środowiska, udaje się dopiero zrealizować po wezwaniu straży pożarnej. Ta, za pomocą środków chemicznych neutralizuje nawierzchnię chodnika. W międzyczasie trwa poszukiwanie właściciela. To trudne zadanie. Nikt nie przyznaje się do wraku, a mieszkaniec, który interweniował uważa, że to „podrzutek”. Są numery więc funkcjonariusz Straży miejskiej deklaruje ustalenie sprawcy i wystawienie stosownych mandatów.
Po kilku dniach dzwonimy do Straży Miejskiej. Dowiadujemy się, że zlokalizowanie właściciela pojazdu nie jest wcale proste. Jak nam mówi komendant Sławomir Pabiasz - Straż Miejska nie ma bezpośredniego dostępu do Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK) dlatego najprawdopodobniej dopiero po miesiącu możemy spodziewać się namierzenie właściciela. Mamy czekać.
Jednak drążąc sprawę odkrywamy jej drugie dno. Okazuje się bowiem, że u podłoża samej interwencji może leżeć spór o miejsce parkingowe. Sprawa tym bardziej się gmatwa kiedy po dwóch dniach obserwacji wydaje się, że z auta nic nie wycieka. Nie wiemy czy już nie wycieka, bo plama się nie powiększa, czy nie wyciekało od początku, a właściciel samochodu postawił go na plamie olejowej.
Tak czy inaczej dobrze się dzieje, że podobne zgłoszenia w ogóle wpływają. Bo chociaż, jak w tym przypadku, rękami Straży Miejskiej ktoś próbował wyrównać rachunki, to wykazał wrażliwość na bardzo istotny problem, jakim jest niszczenia naszych nawierzchni przez niekontrolowane wycieki płynów eksploatacyjnych.
Luty 2015